Warknęłam pod nosem.
-Lepiej już pójdę-powiedziałam i odchodząc uderzyłam łapą w ogromne drzewo które złamało się w pół jak cienka gałązka.
Odeszłam od niej. Przeteleportowałąm się do jaskini. Tutaj mnie nie znajdzie nie zna kodu.-śmiałam się. Nie mogłam pozwolić żeby ktoś ze mną rywalizował. Taka była moja mroczniejsza strona. Podeszłam do kamienia który wzmocniłam magią. Musiałam to zrobić bo przy moim ciosie od razu przemieniłby się w pył. Zaczęłam znowu ćwiczyć. Nie wiedziałam ile to trwało. Na głazie zaczęło pojawiać się czerwone smugi. Moja krew. Teraz spływała po głazie. Całe łapy miałam zakrwawione. Kolejne blizny od ćwiczeń-pomyślałam. Minęły chyba 3 godziny. Przestałam ćwiczyć. Czułam się lekko zmęczona. Obmyłam łapy. Miło było poczuć zimną wodę na poranionych łapach. Patrzyłam na taflę wody w źródełku które było wewnątrz ukrytej jaskiniu. Moja blizna od walki z gryfem była prawie niewidoczna. Miałam dwa lata a i tak wiele przeszłam. Potem podeszłam do ściany na której zapisuję ile wrogów się już pozbyłam. Jak co dzień liczyłam. 1..3..26..45. Tylko 45? Dziwiłam się. Ale teraz nikt nie zakłócał spokoju watahy.
Mogłabym tu zostać jeszcze długi czas. Pomiędzy głazami do ćwiczeń i dużą ilością broni. Jednak musiałam wracać do rodziny. Muszę się postarać o prywatną jaskinię. Wtedy nie będę musiała wracać na noc. I tak jestem już dorosła. Jeszcze raz popatrzyłam na głaz z zeschniętą krwią i przeniosłam się do lasu obok rodzinnej jaskini. Byli tam wszyscy
-Gdzie poszłaś?-spytała Christina
-W góry. Musiałam połamać trochę drzew-powiedziałam
Christina??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz