Odwróciłam się i poszłąm w swoją stronę. Chyba coś mi dolegało. Normalnie zaczęłabym ją gonić. Usłyszałam świst. Odwróciłam się i podskoczyłam.
-Niezły żart Devil-powiedziałam do samca.-Jesteś taki słodki-przytuliłam go.-Wiem, nie lubisz jak ktoś cię przytula, ale ta twoja czaszka jest taka słodka-uśmiechnęłam się znowu. Usłyszałam w odpowiedzi szczękanie białej czaszki. Sami wymyśliliśmy kod. Ale nieważne. Podeszłam do przodu i poszłam dalej. 2,5 metrowy samiec szedł koło mnie. Był ogromny, a mógł mieć nawet 4 metry. Saltus Mortem. Pobiegłam. Dałąm mu znak, że chcę zostać sama. Zaczaiłam się przy źródełku. Niewidzialna dla żadnych oczu. Spojrzałam na wodę. Raz widziałam Leylę raz Dolch'a. Nie wiedziałam kim byłam. Uderzyłam w wodę. Wściekłość mnie rozpierała. Nadchodził wieczór. Przeniosłam się do jaskini. Zmieniłam się w Dolch'a i zaczęłam strzec okolicy. Wszyscy myśleli że jestem samcem. A o to chodziło. To było moje życie.. Usłyszałam grzmot. 20 kilometrów stąd. Zaczęłam biec. Nie minęła minuta, ba i to bez magii. Siła mięśni. Zobaczyłam basiory i jakiegoś szczeniaka. Oczywiście Chris też tam była. Gdy pojawił się wąż nie mogłam walczyć jak zawsze. Moja słabość-rodzina.
-Co tu robisz?-spytałam ciężkim głosem niczym basior-to twój szczeniak-mówiłam w locie. Nie mogłam mówić prawdy
-Nie-usłyszałam
-Lepiej się odsuń. Ja walczę. -zamknęłam ją w kuli. Nie wydostanie się. Dopuki żyję. Nie mogłam pozwolić by mojej siostrze się coś stało. Zużyłam całą magię na osłonę i zaczełam walczyć. Z basiorami poszło łatwo. Wąż też nie był trudny. Kilka minut, nawet mniej niż minuta i po wszystkim. Tylko trochę jadu skapło mi na twarz gdy pluł w kulę. Przeklęty gad! Nieważne. Leżeli tu martwi. Wypuściłam Chris.
-Nie powinna panienka tak chodzić po nocy.
-Bo?
-Mogło się panience coś stać, A teraz śpieszę się. Taki basior jak ja jest zbyd zajęty. -sprawiłam, że ciała zniknęły. Wzięłam szczeniaka do paszczy
-Co z nim zrobisz?
-Odniosę do matki to tylko 250 km. Kilka minut biegu. Żegnam-powiedziałąm i pognałam. Już mnie nie było. Odniosłam szczeniaka i wróciłam do watahy. Byłam w kryjówce. Teraz nastała Leyla. Popatrzyłam na kawałem wypalonej skóry. Tak skapł jad. Moja siostra to oczywiście by powiedziała że jej to od razu znika. Wolałam wiedzę , siłę, zręcznośc, swinność, sprytność i inne cechy zamiast nieśmiertelności. Zanurzyłam się w źródle. Nacięłam skórę i "naprawiłam". Została mała rana, następnie będzie blizna. Przeteleportowałam się koło naszej jaskini(rodzinnej) i poszłam spać. Czułam rodzinną atmosferę. Byłąm Leylą...
Chris??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz