piątek, 11 kwietnia 2014

Od Amy - zadanie

Obudziłam się pod jakimś drzewem. Normalka. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak codzień niezbyt zaskakujący widok - moje włosy. Odgarnęłam je łapą i rozejrzałam się po okolicy. Cicho, spokojnie... Dawno nie przydarzyło mi się już nic fajnego, trzeba poszukać przygód... Ruszyłam w kierunku  jakiejś doliny, na której końcu majaczyło jakaś góra. Pewnie to nic nadzwyczajnego, ale chyba warto spróbować...? Kiedy tylko weszłam do doliny nad moją głową zamknęły się korony dziwnych drzew. Gdzieniegdzie widziałam gałęzie porośnięte ruszającymi się lianami, które tworzyły nad moją głową niesamowite łuki. Idąc coraz dalej miałam wrażenie, że ten dziwny las, a właściwie to dżungla, ma zamiar mnie połknąć. Co chwilę gdzieś obok mnie coś syczało i pluło czymś zielonym. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale trudno było zignorować skwierczące, zielone coś lecące ci przed nosem... nie mam zamiaru mieć bliższego kontaktu z tym... czymś. Nagle zrobiło się trochę ciemno. Podniosłam oczy do góry i zobaczyłam jakieś ogromne oko nademną... Czerwone oko... Wolę nie wiedzieć, co to jest. Zagwizdałam sygnałem uczonym mnie od małego. Zaraz obok mnie w chmurze liści i kwiatów pojawiła się Shine.
-Melduję gotowość do akcji!-zażartowała.
-Emmm.... To niezbyt dobry moment na kawały...-stwierdziłam i pokazałam łapą do góry.
-Szefie? Co powiesz na szybki kursik do celu?-zapytała.
-Może być, byleby było naprawdę szybko...-zaśmiałam się. Już po chwili stałyśmy w riunach niegdyś pewnie pięknego miasta. Zrobiłam krok do przodu. Nic się nie stało. Ruszyłam na zwiedzanie. Przechodziłam pod obrośniętymi zwisającym bluszczem łukami, pozostałościami szklanych kopuł i innymi, starymi kawałkami budowli. Poczułam instynktownie, że już nie mogę zawrócić... poszłam dalej. W pewnej chwili napotkałam bramę. Wyglądała... inaczej. Niby taka sama, jednak inna... zawołałam Shine.
-Hej, Shine! Zobacz co znalazłam!-krzyknęłam. Po chwili feniks był już przy mnie.
-Amy... od tego czuć duchami...-powiedziała. Przytaknęłam jej.
-Czyli że...-zaczęłam.
-Wchodzimy tam!-dokończyłyśmy zgodnym chórem. Zmieniłam się w wojowniczkę, w końcu co jak co, ale wychowałam się w Wiszącym Mieście, prawda? Shine usiadła mi na ramieniu i zagłębiłyśmy się w czeluście tunelu... Przez chwilę szłyśmy w całkowitych ciemnościach. Po jakimś czasie jednak zobaczyłam kilka promieni. Potem było ich coraz więcej, aż w końcu widziałam dość wyraźnie tunel. Tyle że razem ze światłem pojawiło się też dużo duchów. Brzydkich duchów... Stare, pomarszczone, długie, krótkie, półprzezroczyste... a wszystkie to duchy smoków. Na jednym prawie że przezroczysta skóra opinała się na mlecznobiałym szkielecie. Na drugim Wyłupiaste oczy zjmowały większą część czaszki patrząc na mnie z chęcią mordu. Inny duch był po prostu żółtym workiem z wnętrznościami powrzucanymi do niego byle jak. Obrzydliwe. I było jeszcze pełno podobnych dziwactw. A wszystkie były tak wielkie, że zajmowały cały tunel. Już rozumiem... trzeba przez nie przejść... Po tunelu latały jeszcze inne, mniejsze duchy, wyraźnie mnie nie lubiące. Trudno, trzeba przetrwać... Powoli zaczęłam iść tym korytarzem. Wszystkie mniejsze duchy rzuciły się na mnie i powbijały we mnie swoje zęby. To było jak tysiące lodowatych igieł we mnie... pomimo to szłam dalej. Przeczodziłam przez te wszystkie obrzydlistwa. Kiedy wydawało mi się, że to już koniec, pojawił się przedemną mniej przezroczysty niż inne duch. I większy. I na jego końcu majaczyło wyjście... Weszłam prosto w jego otwartą paszczę. Małe smoki momentalnie pouciekały. Ja ruszyłam dalej wnętrzem tego czegoś. On był prawie namacalny... Im dalej szłam, tym bardziej było mi niedobrze. Kiedy już niewiele brakowało, żebym zemdlała, korytarz się skończył.
-Wiesz co, szefie? Ja tam już nie wracam...-stwierdziła Shine.
-Ja też...-zaśmiałam się. Ruszyłyśmy dalej. W korytarzu słychać było tylko moje kroki i ich echo. Tak trochę... mrocznie było... Nagle znikąd pojawiła się na ścianach różnokolorowa łuna. Zwolniłam trochę moje tempo i zatrzymałam się przed zakrętem. Rozważyłam wszystkie za i przeciw. Więcej wyszło mi przeciw, więc ruszyłam do przodu. Zobaczyłam bardzo dziwną scenę... Jakaś dziwna postać i ON... już kiedyś z nim walczyłam... oderwał wzrok od tej dziwnej postaci i w jego oczach zabłysnął ogień. Wściekły ogień. W moich pojawiło się odbicie wody. Powoli, nie panując nad sobą tak dobrze jak przed chwilą, zmieniłam się w wodną furię. On zaśmiał się złośliwie.
-Zaczynamy od początku, co?-również stał się jednością ze swoim żywiołem - ogniem. Shine odleciała... gdzieś, mam nadzieje, że będzie bezpieczna... powoli zaczęliśmy krążyć naprzeciwko siebie po idealnym kole. Równocześnie zaatakowaliśmy. Rozpłynęłam się w ostatniej chwili - tam, gdzie przed chwilą jeszcze byłam, eksplodowała ognista kula. Zmaterializowałam się za nim i spróbowałam wysłać na niego małe, złośliwe, stworzone przezemnie przed chwilą syrenki. Od w obronie wysłał dwa ogniki.
-Czegoś się od ostatniej walki nauczyłaś...-zaśmiał się wrednie.
-A ty coś wolny jesteś... starość nie pomaga, nie?-wyszczerzyłam zęby w cynicznym uśmiechu.
-Zaraz będzie po tobie...-wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Och, przepraszam, jestem zbyt dobra, żeby z tobą przegrać...-odparowałam.
-Tak jak zapamiętałem... jesteś zbyt pewną siebie egoistką...
-I kto to mówi?-w tym samym czasie wróciliśmy do naszych cielesnych postaci i starliśmy się w walce. Mój miesz przeciwko jego mocy... może być, w końcu szkolili mnie w wiszącym mieście... naprawdę, cały dzień treningów, choć męczący, przydaje się w takich sytuacjach...
-Amy!-usłyszałam za sobą czyiś głos. Chyba Shelin...
-Nic mi nie jest!-odkrzyknęłam.
-Zaraz coś może być...-wysyczał mój przeciwnik.
-Sądzę, że raczej nie dasz rady...-zaśmiałam się.
-Tak? A ja sądzę, że jednak dam sobie radę...-odparował mój blok, i utworzył z ognia miecz. Ooo, fajnie, zaczyna się zabawa... uderzył znad głowy. Ja spróbowałam ciosu z prawiej. Zablokował go, wyhamowując momentalnie swoje ostrze. Niezły jest... teraz to ja uderzyłam znad głowy. Zablokował i teraz praktycznie siłowaliśny się na miecze... dobrze jest mieć ognioodporną klingę...
-Stop!-rozległ się za nim jakiś zimny głos. Jego usta wykrzywił grymas.
-Jeszcze kiedyś się przekonasz... jestem lepszy...-powiedział i wrócił do tej dziwnej istoty. Obok niej stała Shelin. Zmieniłam się w wilka i podeszłam do niej.
-Dlaczego ona kazała mu przestać?-zapytałam.
-Bo ją o to poprosiłam... nie dałabyś rady...-stwierdziła.
-Wiesz... mam z nim rachunki do wyrównania, więc może dałabym radę...-stwierdziłam.
-Może-odparowała.
-Niech ci będzie...-zrezygnowałam z kłótni i poszłam za nią do wyjścia. Jeszcze kiedyś znowu go zobaczę i tym razem wygram, będę silniejsza... A teraz trzeba wytłumaczyć się Alphie... ups...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz